wtorek, 16 czerwca 2020

Soul Land - Rozdział 3.2

Rozdział 3.2 - Dwie Wojenne Dusze (2)

Tłumacz: Seft-chan

Korekta: Seft-chan



Po tym jak Tang San odprowadził Starego Jacka, jego serce opadło wiele razy. Mimo wszystko słowa Su Yun Tao o duchowych pierścieniach mogą być przełomowe z jego problemem w przeskoku Zapisu Skarbów Tajemniczych Niebios. Ale nie pozwolił, by miało to duży wpływ na jego zachowanie, wierzył, że wciąż ma szansę.

Bez pośpiechu wrócił do kuźni. Tang Hao nieoczekiwanie nie wrócił do wewnętrznego pokoju, by kontynuować spanie, lecz siedział na krześle z zamkniętymi oczami, odpoczywając.

“Tato, możesz wrócić do wewnętrznego pokoju, by spać jeszcze chwilę, ja przygotuję obiad.”

Oczy Tang Hao wciąż były zamknięte, gdy powiedział obojętnie.

“Ty też czujesz się bardzo rozczarowany? Ty także chcesz zostać Duchowym Mistrzem?”

Tang San był nieco zaskoczony.

“To nie jest ważne, tato. Stanie się kowalem również jest dobre, to może nas wesprzeć. Obiecałeś, że nauczysz mnie jak wykuwać narzędzia rolnicze, prawda?”

Tang Hao powoli otworzył swoje oczy. W centrum jego oczu Tang San widział wzburzone emocje. Bezwiednie prawa pięść Tang Hao była już mocno zaciśnięta i twarz, która już wydawała się szara i stara pokazywała ślad lodowatego chłodu.

“Duchowy Mistrz? Po co być Duchowym Mistrzem? Nie wspominając już o zwykłej Duszy, która jest marnotrastwem, nawet najzacieklejsza lub najsilniejsza Dusza, jaki jest z nich pożytek? Wciąż jest do niczego, to wszystko.”

Tang Hao był wzburzony, całe jego ciało drży. Tang San widział w oczach ojca coś błyszczącego.

Przebiegając, Tang San chwycił pięść Tang Hao.

“Tato, nie bądź zły. Nie chcę być Duchowym Mistrzem. Zawsze będę ci towarzyszyć i robić dla ciebie jedzenie.”

Biorąc głęboki oddech, wzburzenie Tang Hao zniknęło tak samo szybko jak się pojawiło. Uspokojony już zwrócił się do Tang Sana.

“Wezwij swoją Duszę i pozwól mi rzucić na nią okiem.”

“Dobrze.”

Tang San pokiwał głową, unosząc prawą dłoń. W jego ciele Technika Tajemniczych Niebios poruszyła się i w swojej świadomości poczuł dziwny, ciepły prąd przepełniony Zapisem Skarbów Tajemniczych Niebios. Jasnoniebieski blask pojawił się nad jego małą dłonią i natychmiast pojawiła się również mała, delikatna, niebieska trawa.

Wpatrując się oszołomiony w Błękitno-srebrną Trawę w dłoni Tang Sana, Tang Hao odczuwał roztargnienie przez długi czas, aż powoli doszedł do siebie. Z jasnymi oczami z trudem przełknął ślinę, gdy mamrotał niskim głosem.

“Błękitno-srebrna Trawa, to naprawdę jest Błękitno-srebrna Trawa. Dokładnie taka sama jak jej.”

Nagle Tang Hao energicznie wstał i wyszedł do wewnętrznego pokoju. Ten nagły ruch spowodował, że prawie przewrócił się przed Tang Sanem. Dusza Błękitno-srebrnej Trawy w prawej dłoni rozpłynęła się sama.

“Tato.”

Tang Hao machnął niecierpliwie dłonią.

“Nie przeszkadzaj mi.” Mówiąc, przeszedł już przez zasłonę do wewnętrznego pokoju.

“Ale ja mam jeszcze jedną Wojenną Duszę.”

Tang San dokładnie wiedział po dzisiejszym przebudzeniu Duszy, że jego sytuacja jest wyjątkowa. Nie zadał tego pytania Su Yun Tao ani Staremu Jackowi; mimo wszystko tych dwóch było tylko obcymi, nikim więcej.

-------------------------------

【Sekta Tang Zapis Skarbów Tajemniczych Niebios zasady ogólne, punkt pierwszy: Nigdy nie mów osobie, której nie możesz całkowicie zaufać jak wiele siły naprawdę posiadasz.】

-------------------------------

Tang San całkowicie nauczył się Zapisu Skarbów Tajemniczych Niebios, wyrył je w swoim sercu i jeszcze bardziej bezwzględnie przestrzegał zasad ogólnych.

Kurtyna została gwałtownie odsunięta na bok i Tang Hao ponownie pojawił się w zewnętrznym pokoju, jego twarz pokazywała bardzo zszokowany wyraz. Jego oczy były czerwone, jakby płakał chwilę temu.

Tang San nic nie powiedział, tak jak przed chwilą uniósł prawą dłoń, tak teraz uniósł lewą dłoń. Zamiast niebieskiego światła tym razem pojawiło się słabe, czarne światło ze środka jego dłoni i w błysku skupiającego się światła można było zobaczyć dziwną rzecz w jego ręce.

To był całkowicie czarny młot. Rękojeść małego młota miała około pół chi długości z cylindryczną główką młota. Wygląda na mniejszą wersję młota kuźniczego, jednak czarna powierzchnia tego młota miała osobliwe światło, jak również na cylindrycznej główce widniał dekoracyjny wzór w kształcie okręgu.

[T/N: Chi - jednostka miary w Chinach. Jeden chi wynosi ⅓ metra, czyli 33cm. Pół chi to 16,5cm.]


Z jakiegoś powodu w momencie gdy młot pojawił się w dłoni Tang Sana, całe powietrze w pokoju wydawało się nieco cięższe. Dodatkowo jakby nie mógł wytrzymać ciężaru tego małego młotka, Tang San mógł go tylko trzymać, powoli opuszczając rękę. Jego twarz stała się już nieco blada.

W przeciwieństwie do Błękitno-srebrnej Trawy, która zdawała się nie wyczerpywać Techniki Tajemniczych Niebios, kiedy pojawił się ten mały czarny młot, praktycznie zassał wewnętrzną siłę Tang Sana. Także mógł tylko z trudem trzymać rękojeść młota. Mimo że młot wydaje się bardzo mały, w rzeczywistości jego masa przewyższała masę młota w ich kuźni.

“To… To jest…”

Tang Hao był niecały krok od Tang Sana, chwycił mały młot w dłonie, by zbliżyć go do swojej twarzy. Ręce Tang Hao miały wielką siłę, przynajmniej Tang San nie czuł już tak wielkiego obciążenia wywieranego na jego ręce.

W chwili gdy Tang Hao złapał go za rękę, pojawiło się miłe uczucie, jakby ciepła krew płynęła w jego żyłach. To sprawiło, że część serca Tang Sana czuła się komfortowo i spokojnie.

“Tato, coś się stało?”

Patrząc na mały czarny młot, wzburzenie, które wcześniej zniknęło z oczu Tang Hao, pojawiło się tam na nowo.

“Podwójne Dusze. To istotnie są dwie Dusze. Syn, mój syn.”

Nagle Tang Hao rozłożył swoje silne ramiona i mocno przytulił Tang Sana do siebie.

Klatka piersiowa Tang Hao była bardzo szeroka. Być może z powodu jego długiej pracy jako kowala, mimo że na powierzchni wyglądał bardzo niemrawo, mięśnie na jego ciele z pewnością nie osłabły przez lata i bycie w jego ramionach było bardzo ciepłe. Ten rodzaj ojcowskiej miłości przyniósł poczucie bezpieczeństwa, które było niezastąpione.

“Tato.” Tang San stał bardzo oszołomiony. Od kiedy pamiętał to był pierwszy raz, gdy Tang Hao przytulił go w ten sposób.

Wygląda na to, że młot w jego dłoni stawał się coraz cięższy i cięższy. Mimo że Tang San bardzo polubił ciepło ojcowskiej miłości jeszcze bardziej nie chciał, by młot wyślizgnął mu się z dłoni i uderzył jego ojca.

“Tato, nie mogę go utrzymać.” Tang San z trudem wypowiedział te słowa.

Tang Hao rozluźnił swoje ramiona.

“Schowaj go.”

Rozpraszając się w czarnym świetle, ciężar zniknął. Tang San czuł się dziwnie; ten młot niewątpliwie nie był zwyczajny, użył nawet swojej wewnętrznej siły z Techniki Tajemniczych Niebios, więc dlaczego wciąż nie mógł go unieść? Co jeszcze zaskoczyło go po przywołaniu tego małego młota, to fakt, że jego wewnętrzna energia została prawie całkowicie wyczerpana.

Notka tłumacza

Odcinek 3 sezonu 1 animacji Douluo Dalu odpowiada rozdziałowi 3.2.

środa, 3 czerwca 2020

Soul Land - Rozdział 3.1

Rozdział 3.1 - Dwie Wojenne Dusze (1)

Tłumacz: Seft-chan

Korekta: Seft-chan



– Och.

Duchowy pierścień i duchowa bestia, te dwa zupełnie nowe określenia rozbrzmiewały nieustannie w umyśle Tang Sana. Mimo że nie był całkowicie pewny, czy jego domysły były poprawne, to skoro Technika Tajemniczego Nieba nie była w stanie doprowadzić do przeskoczenia, to ten pierścień z pewnością do niego doprowadzi.

W tym czasie Jack już doszedł do siebie, opuścił głowę z szacunkiem, gdy Su Yun Tao odchodził, a następnie powiedział zaskoczony do Tang Sana.

– Mały Sanie, nie możesz być tym dzieckiem z pełną wrodzoną duchową mocą Błękitno-srebrnej Trawy wspomnianym przez Duchowego Arcymistrza?

Tang San skinął głową.

– To ja.

Stary Jack przykucnął, będąc twarzą do Tang Sana i patrząc na niego, powiedział.


– Mały Sanie, nie spodziewałem się, że twoje talenty będą tak niezwykłe. Wielka szkoda, że masz ojca, który nie może przekazać ci żadnej dobrej Duszy. W przeciwnym razie być może naprawdę stałbyś się drugim Duchowym Mędrcem naszej wioski. Powiedz dziadkowi, jeśli będziesz chciał udać się do Akademii Duchowych Mistrzów, gdzie poznasz metody kultywacji pozwalające opanować Duszę. Tylko to miejsce ma odpowiednią wiedzę na temat Dusz.

Do tej pory w Tang Sanie pojawiło się już duże zainteresowanie Duszami, zwłaszcza relacja między Duszami, a jego własną zdolnością Tajemniczego Nieba. Jednakże nadal nie miał gotowej, natychmiastowej odpowiedzi.

– Dziadku Jack, nie, jeśli nie zapytam najpierw taty.

Jack nagle zdał sobie sprawę z tego, że nieważne, jak inteligentne dziecko, to wciąż dziecko i nieważne, jaką decyzję podejmie, nadal muszą wziąć pod uwagę zdanie Tang Hao.

W jego oczach pojawił się błysk wytrwałości. Mimo że naprawdę nie chciał iść i patrzeć na tego niechlujnego człowieka to po to, by ich wioska znów wytworzyła Duchowego Mistrza nie cofnie się przed niczym.

– Idziemy, Mały Sanie, dziadek potowarzyszy ci w drodze do domu.

Stary Jack szybko wrócił bez innych dzieci, pozwalając, by odebrali je rodzice i zabrał tylko Tang Sana z powrotem do kuźni.

Przed południem był czas na drzemkę Tang Hao i w kuźni było bardzo cicho.

– Tang Hao, Tang Hao!

Stary Jack tak naprawdę nie przejmował się tym, czy Tang Hao śpi, czy nie. Jeśli chodziło o tego niechlujnego kowala, naprawdę bardzo go nienawidził. Gdyby nie to, że wykuwał narzędzia potrzebne do upraw, wyrzuciłby go z wioski już dawno temu.

Wołając Tang Hao, Jack rozejrzał się wszędzie. Z początku chciał znaleźć sobie krzesło, by usiąść, ale widząc te wszystkie zniszczone, podarte, wysłużone rzeczy, przez ostrożność nie miał odwagi przyciągnąć żadnego do siebie. Jego wiek był już na tyle zaawansowany, że przez głowę przeszły mu myśli, że jeśli tam gdzieś upadnie, to nie skończy się jedynie na naciągniętym mięśniu czy złamaniu.

– Kto robi takie zamieszanie? – odezwał się rozdrażniony głos Tang Hao, odsłonił zasłonę prowadzącą do wnętrza chaty i wyszedł niespiesznie.

Najpierw zobaczył swojego syna, dopiero potem przerzucając wzrok na Jacka.

– Stary Jack, co ty robisz? – Jack odparł ze złością. – Dziś jest dzień przebudzenia Wojennej Duszy twojego syna. Nie wiesz, jak bardzo jest to ważne? W innych rodzinach obecnych jest oboje rodziców. Ty także powinieneś się pokazać, ale jest jak zawsze!

Tang Hao jak zawsze zignorował prowokujące słowa Jacka i jego wzrok znów przeniósł się na syna.

– Mały Sanie, twoja Dusza się przebudziła? Czym jest?

– Tato, to Błękitno-srebrna Trawa. – odparł Tang San.

– Błękitno-srebrna Trawa?

Z jakiegoś powodu mimo że zazwyczaj był niezainteresowany tego typu sprawami, gdy Tang Hao usłyszał te trzy słowa, jego ciało zadrżało na całej powierzchni, w jego oczach także pojawił się jasny błysk.

Wyraz twarzy Tang Hao zmienia się i teraz zwracał uwagę na Tang Sana. Stary Jack oczywiście nie przejmował się wyrazem twarzy tego niechlujnego kowala i natychmiast powiedział.

– Mimo że to Błękitno-Srebrna Trawa Tang San ma pełną wrodzoną duchową moc. Tang Hao, zdecydowałem, że w tym roku miano ucznia z naszej wioski przypada Tang Sanowi. Pozwól mu iść do Podstawowej Akademii Duchowych Mistrzów w mieście Nuoding na nauki. Wioska pokryje koszty.

– Błękitno-srebrna Trawa, Błękitno-srebrna Trawa… – Tang Hao raz za razem powtarzał te słowa, po czym gwałtownie uniósł głowę. W jego oczach widać było mocny błysk, Tang San nigdy czegoś takiego nie widział, Tang Hao powiedział cicho. – Nie.

– Co powiedziałeś? Chyba się przesłyszałem. – Jack przeczyścił swoje ucho i zaskoczony wpatrywał się w Tang Hao. – Powinieneś wiedzieć, jak cenna jest ta szansa. Nawet jeśli nasza wioska Świętego Ducha wydała Duchowego Mędrca tylko raz i tak mamy jedno miejsce dla ucznia. W przypadku innych wiosek dwie lub trzy muszą dzielić się jednym takim miejscem, nie wiesz o tym? To dobra szansa, być może Mały San zdoła stać się wywyższonym Mistrzem.

Tang Hao spojrzał na Jacka zimnym wzrokiem.

– Co jest dobrego w byciu wywyższonym? Wiem tylko, że jeśli odejdzie, nikt nie zrobi mi jedzenia. Błękitno-srebrna Trawa, jak myślisz, co można osiągnąć, kultywując ją? To tylko bezużyteczna Dusza.

– Jednak ma w pełną przebudzoną duchową moc. Jeśli tylko zdoła zdobyć duchowy pierścień, nawet jeśli będzie to pierścień najniższej jakości, natychmiast będzie w stanie stać się Duchowym Mistrzem. Duchowym Mistrzem, rozumiesz? Nasza wioska nie wypuściła Duchowego Mistrza od tak wielu lat. – Jack odparł z naciskiem.

– To, co przed chwilą powiedziałeś to twój prawdziwy cel. Nie znaczy nie, możesz odejść.” Powiedział Tang Hao zimno.

– Tang…! Hao…! – w umyśle Jacka płomień furii płonął już w pełnej krasie.

Wyraz twarzy Tang Hao tak jak wcześniej był apatyczny.

– Nie musisz być tak głośny, jeszcze nie ogłuchłem. Powiedziałem, że możesz iść.

– Dziadku Jack, proszę nie gniewaj się i tak nie pójdę uczyć się na Duchowego Mistrza. Tata ma rację, Błękitno-srebrna Trawa to tylko bezużyteczna Dusza. Dziękuję za twoje dobre intencje.

Mimo że Jack nienawidził Tang Hao, naprawdę bardzo przywiązał się do inteligentnego Tang Sana, a jego serce palące nieugaszoną furią po chwili się uspokoiło. Jedynie głęboko westchnął.

– Dobry chłopiec, dziadek się nie gniewa. W takim razie już pójdę.

Po tych słowach obrócił się i zaczął odchodzić.

Tang San natychmiast poszedł go odprowadzić. Tata mógł go ignorować, ale Jack był starszym wioski, który w dodatku dobrze go traktował. Uprzejmość względem niego była koniecznością.

Jack zbliżył się do drzwi kuźni i zatrzymał się, obracając się w stronę Tang Hao, powiedział szczerze i z głębi serca.

– Tang Hao, twoje życie dobiegnie końca w taki sposób, ale Mały San wciąż jest młody. Czy nie powinieneś rozważyć dania mu czegoś, dzięki czemu będzie mógł żyć? Nie wstrzymuj go. Dzięki temu przynajmniej on nie znajdzie się w takiej sytuacji, jak ty teraz. Jeśli zmienisz zdanie, przyjdź i mnie znajdź, dobrze? Nadal zostały jeszcze trzy miesiące do zapisów do Akademii w mieście Nuoding.


Notka tłumacza

Odcinek 2 i 3 sezonu 1 animacji Douluo Dalu odpowiada rozdziałowi 3.

Drugie Życie Rushder'a Vergim - Prolog

Prolog - Ostatnie chwile Władcy Demonów... A może jednak nie...?

Korekta: Adirox

Wszystko byłoby dobrze gdyby nie ten Bohater! Zaprzepaścił cały mój plan władzy absolutnej nad światem! Ale nie pójdzie po jego myśli! Skoro ja, najokrutniejszy Władca Demonów Rushder Vergim, mam umrzeć to zabiorę go ze sobą! A skoro mam odejść to z hukiem, hahahahaha!

Ostatkiem moich sił zebrałem całą pozostałą mi energię w moim pięknym mieczu i posłałem go w dół prosto na Bohatera, użyłem mojego końcowego ataku [Zstąpienie]. To małe chuchro podniosło swój badyl, by go zablokować.

Gdybym był w pełni sił, nie musiałbym się przejmować takim karłem, jak on. A gdyby on był w pełni sił, mógłby to zablokować. Pokazał wcześniej, na co go stać, pozbawiając mnie jednego z moich dwóch cennych rogów! Używając elementu Tajnych Stylów, wykonał niespodziewany ruch i odciął mój lewy róg, który poszybował w powietrze. Nie daruję mu tego! Na szczęście albo nieszczęście obaj jesteśmy w kiepskim stanie.

Widząc rezygnację w jego oczach, uśmiechnąłem się triumfalnie zadowolony z siebie. Wiedział, że są to jego ostatnie chwile. Żyłem długo i żałuję, że nie przejąłem władzy nad światem, chociaż na chwilę. I chciałbym nauczyć się Stylu, którym ten karzeł mnie pokonał. Tajne Style walki są naprawdę interesujące, ale dlaczego umieją je tylko ludzie? Ach tak, ponieważ demony prawie cały czas siedzą w Podziemiu. Chciałbym znać wszystkie Tajne Style. Byłbym wtedy niepokonany, hm…

Mój miecz opadł i z dźwiękiem uderzenia metalu cała mroczna energia została uwolniona. Potężny, niekontrolowany wybuch rozszedł się we wszystkie strony. Haha, dobrze wam tak nędzni ludzie! Wszystko w obrębie Pustyni Czaszek, a nawet poza będzie zrównane z ziemią! Nie pozbierają się po tym, hahaha! Nie czuje już energii tego karła, padł w końcu! Ach, ale ja też już nie czuje mojego ciała… Nic nie widzę, nie wiem, gdzie jestem... Moja świadomość zanurza się w nieprzeniknionej ciemności. Co za spokój…

-----------------------------

Hm, co to za dziwny szmer? Hm, co to był za dźwięk? Słyszę ich coraz więcej, zbliżają się. Chwila, co to za światło?

Zostałem oślepiony przez niekończącą się falę światła. Kiedy przyzwyczaiłem się do niego, zobaczyłem olbrzyma pochylającego się nade mną. Widzę i słyszę dźwięki, ale nie rozumiem ich. Czuję się dziwnie ociężały i nie mogę poruszać ciałem.

Mężczyzna był ubrany w kiepskiej jakości odzienie. W ogóle całe pomieszczenie nie było w lepszym stanie. Pełno dziur w drewnianych deskach ścian i sufitu. Niektóre pozatykane jakimiś szmatami. Mężczyzna wziął mnie na ręce i mówiąc coś, podał kobiecie leżącej na łóżku. To łóżko jest tak słabe, że chyba się zaraz rozleci.

Kobieta była wychudzona i słaba, ogólnie wyglądała nędznie. Chwila, to nie jest najważniejsze. Pomijając to, że ich nie rozumiem, nie wyczuwam od nich żadnej energii demonicznej czy magicznej. Nie wyglądają jak demony. Wyglądają jak coś, co znam aż za dobrze i czego najbardziej nie lubię. Nawet tak pachną, fuj! Ludzie, to są mali, słabi ludzie…! A skoro dla mnie wyglądają na wielkich… Nie, nie, nie, to niemożliwe! Ktoś chyba sobie ze mnie zażartował! Ktoś śmiał wymyślić taki chory żart mnie, Rushder’owi Vergim! Odrodziłem się jako słaby człowiek?!
 

Drugie Życie Rushder'a Vergim - Rozdział 1

Rozdział 1 - Moje imię... Ten świat...

Korekta: Adirox
 
Po pięciu latach nadal tutaj tkwię. Ludzie nadal odczuwają skutki mojej mocy po walce z Bohaterem, choć nie wiem ile czasu minęło od wtedy. Ziemia jest jałowa przez co nie można zbyt wiele uprawiać. Są problemy z jedzeniem i wodą.
O dziwo nigdzie nie ma demonów. Chyba, że to ja odrodziłem się nie wiadomo na jakim pustkowiu. Osobiście wysyłałem demony raczej do miast, jest tam więcej ludzi; można zebrać więcej dusz. Dusze wzmacniają moc demonów, a potężniejsze można zamienić w kolejne demony. Z drugiej strony to lepiej, że nie ma tutaj żadnych demonów, bo mogłoby być nieciekawie. Zabiłyby mnie i wzięły na ich sługę. To byłby koszmar, uh. A tak mogę spokojnie wracać do dawnej potęgi.

Kiedy się odrodziłem byłem wzburzony i niecierpliwy, jednak jako niemowlę nie mogłem nic zrobić. Zabicie moich żywicieli byłoby czymś idiotycznym, więc musiałem to przeboleć. Teraz jestem spokojniejszy, nie śpieszy mi się. To ciało nadal jest za słabe by wyruszać gdzieś dalej.

Na dodatek ci ludzie są jacyś dziwni. Dopóki im pomagam nie zwracają uwagi, na to co robię. Więc bez przeszkód mogę wzmacniać to ciało używając mrocznej energii mojego jestestwa.

Znajduję się w niewielkiej wiosce liczącej około stu mieszkańców. Jest tu też kilka dzieciaków, ale nie zadaje się z nimi. Bo po co? Zazwyczaj gdzieś biegają i krzyczą. Czasami przyjdą zaczepiać się we mnie, ale co im po tym? Nawet nie reaguje, a jeśli chcą mnie uderzyć same prędzej dostaną ode mnie. Jako ludzkie dziecko jestem bardzo silny.

Tym co robię w wolnym czasie jest wzmacnianie mojego ciała poprzez trening fizyczny i używanie mrocznej energii, chociaż w znikomych ilościach. Ćwiczę też szermierkę, żeby nie wyjść z wprawy. Kochałem mój piękny miecz z czarnego metalu wykuty specjalnie dla mnie przez najlepszych demonicznych kowali. Kiedy wzmocnię wystarczająco moje ciało mam zamiar go odnaleźć. Nieważne jakimi środkami i czy stanę się czyimś wrogiem, nawet jeśli będę musiał wymordować jakiś kraj.

Rad! – zawołał mężczyzna pracujący na jałowej ziemi.

Takie imię nadali mi ci ludzie. Cóż, jest podobne do mojego więc reaguje na nie. Inaczej nawet nie zaszczycił bym go spojrzeniem. Podszedłem do niego wolnym krokiem, nie spiesząc się. Powiedział, że mam przynieść drewno z pobliskiego lasu. Wziąłem siekierkę i ruszyłem w kierunku zagajnika znajdującego się dość niedaleko miejsca, i którym byłem. Musiałem przez pewien czas poszukać odpowiednich drzew, ponieważ moje ulubione miejsce do nabywania drewna zostało przez kogoś kompletnie wyczyszczone.

Po znalezieniu odpowiednich sztuk ściąłem je, porąbałem na części, związałem wziętym wcześniej sznurem i zarzuciłem na ramię. Z takim ładunkiem wróciłem do wioski, ale zastałem ją w innym stanie niż zostawiłem. Z oddali było słychać krzyki, niektóre domki płonęły, ludzie biegali w chaotyczny sposób. No tak, bandyci. Z domku, w którym mieszkałem zostali wyrzuceni ludzie, których jako człowiek powinienem nazywać rodzicami. Mężczyzna leżał martwy z głęboką, ciętą raną na plecach. Kobieta spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
 
Rad, uciekaj…

Powiedziała słabym głosem zanim mężczyzna, który ich wyrzucił ciął ją w głowę. Czaszka została przecięta pod ostrym kątem, część oddzieliła się od reszty i ukazała wnętrze, z którego wyleciał rozpływający się mózg w krwi. Dość kiepskie zakończenia dla kobiety, zwłaszcza, że najgorsza nie była. W tak kiepskich warunkach zajmowała się mną najlepiej jak umiała.

Bandyta spojrzał na mnie; skierował we mnie swoje ostrze by mnie przebić. Błyskawicznie zrzuciłem z ramienia balast. Zrobiłem szybki unik przechodząc do jego boku, przekręciłem mu rękę, którą trzymał krótki miecz skręcając ją. Wrzasnął puszczając broń. Szybko ją podniosłem i ciąłem w gardło unikając strumienia lejącej się krwi. Padł z oczami wypełnionymi niedowierzaniem. Szybko go przeszukałem, znalazłem wyszczerbiony nóż, kilka monet, rzemyk i kilka innych pomniejszych przedmiotów.

Były tam też kawałki metalu o nieokreślonym kształcie. Wziąłem je w ręce i nasyciłem mroczną energią. Podszedłem do ciał, nad którymi unosiły się dusze. Ludzie, którzy nie pogodzili się ze swoją śmiercią zostają przywiązani najczęściej do swoich ciał, bądź ważnych przedmiotów. Wszystkie trzy duchy wpatrywały się we mnie z szokiem wypisanym na twarzy. Unosząc kawałki metalu w ręce ku duszą zakląłem każdą w jeden z nich. Kobietę w płaski, w miarę owalny kawałek o gładkich krawędziach, mężczyznę w kawałek o ostrych krawędziach, a bandytę w taki o tępych krawędziach. Wszystkie zostały wciągnięte do pojedynczych kawałków przez moją mroczną energię tkwiącą w metalu i zniknęły.

Kiedy skończyłem przybiegło dwóch innych bandytów zwabionych krzykiem towarzysza sprawdzić co się dzieje. Widząc miecz w mojej ręce i martwego towarzysza rzucili się na mnie. Byli chaotyczni i zdenerwowani co poskutkowało rozpłataniem jednego oraz pozbawieniem głowy drugiego. Tych również przeszukałem i zakląłem ich dusze. Nie wiedzieli kiedy zginęli, więc było wiadome, że ich dusze się pojawią.

Powtarzałem zabijanie bandytów, przeszukiwanie ich i zaklinanie dusz tych ludzi oraz mieszkańców, aż nie obszedłem całej wioski. W sumie było około dwudziestu bandytów i wszyscy mieszkańcy martwi. Nie miałem wystarczająco przedmiotów by zakląć wszystkich. Tych, których nie zakląłem wchłonąłem. To były moje pierwsze ofiary w tym życiu. Uważałem, że nie powinny mieć tego za złe, bo prędzej czy później zamieniliby się w upiory albo ghoule i ktoś i tak by ich zabił. Albo trafili by do Podziemia, gdzie też nie mieliby za dobrze, a tak zniknęli bez bólu i jeszcze przysłużyli się mi.

Pozbierałem całą zdobycz razem, wybrałem dwa lepsze miecze, jeden sztylet, kilka noży i torby. Do jednej włożyłem zaklęte kawałki metalu i bardziej przydatne przedmioty oraz mapę, a do drugiej żywność pozbieraną z domów. Nie mam zamiaru głodować, a tu nie zostanę, bo nie wiadomo co przyciągnie zapach krwi i padliny, kiedy wszystko zacznie rozkładać się w słońcu. Dni są gorące, więc nie wiadomo jak szybko to się zacznie.

Z obfitym ładunkiem ruszyłem w stronę lasu. Poszukałem większego drzewa o grubym pniu i zacząłem się na nie wspinać. Trochę mi zajęło zanim wspiąłem się na upatrzoną gałąź, parę razy zsunąłem się z pnia. Przywiązałem się liną do drzewa siedząc na gałęzi. Zacząłem dokładnie oglądać to co wziąłem ze sobą. Przeglądałem i segregowałem przedmioty. Później wyciągnąłem mapę zdobytą od herszta bandytów.

Czas szybko zleciał do wieczora. Było jeszcze jasno, ale promienie słońca przybierały już pomarańczowe i czerwone kolory świecące na drzewach. Zjadłem kolację ze zgromadzonego prowiantu, usadowiłem się w miarę wygodnie. Noce są w miarę ciepłe, a śpiąc na drzewie jest małe prawdopodobieństwo, że coś co wychodzi w nocy będzie mogło mnie dorwać. Zasnąłem w promieniach zachodzącego słońca.