poniedziałek, 7 kwietnia 2025

The 5-time Rejected Gamma & the Lycan King - Rozdział 5

Rozdział 5

Tłumacz: Seft-chan


Lucianne wstała o 4 rano, umyła zęby, ubrała się, wzięła torbę z butelką wody, po czym poszła na parter i opuściła budynek tylnymi drzwiami. Pobiegła do pobliskiego lasu za hotelem i rozebrała się za drzewem. Włożywszy ubrania do torby, zmieniła się.

Jej biały wilk o szafirowych oczach wyróżniał się niezwykłą cechą – ogonem w paski w kolorze białym i szarym. Nigdy nie dowiedziała się dlaczego. Przeszukała każdą książkę, jaką mogła znaleźć na temat dziwactw wilkołaków, ale nie było nic o pręgowanych ogonach. Ci, którzy widzieli ją wcześniej, zawsze podkreślali tę jej szczególną cechę. Niektórzy mówili, że miała jakiś nieznany dar; inni zaś, że była przeklęta. Nigdy nie przeszkadzało jej to pod względem funkcjonalnym, więc po prostu zignorowała te komentarze.

Gdy jej łapy dotknęły trawiastego gruntu, chwyciła torbę w pysk i pobiegła do lasu. Chłodny wiatr był orzeźwiający. Delikatny szelest wiatru był dźwiękiem, który uwielbiała, a niekończące się rzędy drzew przyciągały ją coraz głębiej w las. Zatrzymała się, dopiero gdy usłyszała szum wody z płynącej rzeki.

Tam usiadła na brzegu rzeki i spojrzała na swoje odbicie. Lucianne wtedy spojrzała na niebo i wzięła głęboki, satysfakcjonujący oddech wolności. Robiła to każdego dnia w swoim stadzie. Cisza pozwoliła jej oczyścić głowę. Ta cisza dała jej odrobinę spokoju.

Pierwszy promień światła był dla niej sygnałem do powrotu. Pobiegła przez las ścieżką, którą przyszła, wróciła do ludzkiej postaci, ubrała się i weszła do budynku, po czym wjechała windą na 7 piętro. Gdy tylko wyszła z windy i skręciła za róg korytarza, usłyszała odgłos ciężkich kroków, które nagle ustały. Lucianne idąc, przeglądała coś na telefonie, więc nie widziała, kto to był.

Nagle jej ciało zostało szarpnięte do przodu, a ona sama uderzyła w coś twardego.

– Ach!

– Bogini, tak bardzo się martwiłem! Gdzie byłaś?! – osoba, która wcisnęła swoją twarz w jej włosy, wykrzyknęła.

Lucianne przycisnęła dłonie do twardej powierzchni jego klatki piersiowej, aby rozchylić ich ciała, a gdy poczuła iskry i poczuła zapach drewna akacjowego i leśnych drzew, zrozumiała, że ​​to był Król. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, zobaczyła zmartwienie, ulgę i trochę gniewu w jego oczach.

– Och, to ty. Dzień dobry, Wasza— Xandar.

Delikatnie pociągnął za niesforny kosmyk jej włosów, zakładając go za jej ucho i zadał pytanie.

– Gdzie poszłaś tak wcześnie z rana, Lucianne?

– Poszłam pobiegać w lesie na tyłach. Dlaczego? Czy coś się stało? – zapytała.

Xandar ponownie przycisnął swoje ciało do jej, a iskry stały się intensywniejsze. Następnie schował głowę w jej szyi.

– Nie słyszałem nikogo w twoim pokoju, a twój zapach na korytarzu był słaby. Myślałem, że stało ci się coś złego. Nie rób mi tego więcej, Lucianne, proszę. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby cię stracić. – szepnął.

Szczerość w jego głosie poruszyła jej serce, ale przypomniała sobie o swoich poprzednich partnerach i zachowała spokój, wypowiadając te słowa.

– Przepraszam, że cię zmartwiłam. Ale nie ma tu żadnych ataków, prawda?

– Nie. – szepnął jej do ucha, a jego ciepły oddech łaskotał jej skórę, gdy mówił dalej. – Ale to nie znaczy, że martwiłbym się mniej, gdybym nie wiedział, gdzie jesteś.

– Mogłeś zapytać Ethana. Widział, jak wychodzę. – powiedziała, próbując zachować spokój.

Ciało Xandera zesztywniało, a jego uścisk na jej ramionach stał się mocniejszy, gdy odsunął się, by spojrzeć jej w twarz. Jego spojrzenie było dzikie, a ton głosu przepełniony zazdrością, gdy zadał pytanie.

– Kim jest Ethan?

Lucianne zmarszczyła brwi i odpowiedziała po prostu.

– Strażnik przy tylnych drzwiach. 183 cm. Ciemny. Krótkie włosy. On jest strażnikiem tego miejsca, prawda? Albo mogłeś zapytać jego partnera, Benjamina. On pilnuje frontu, ale myślę, że widział, jak wychodziłem dziś rano tylnym wejściem.

Ciało Xandara rozluźniło się, a on uśmiechnął się radośnie, muskając kciukiem jej policzek. Myślał o tym, jak bardzo jego towarzyszka była niesamowita, poznając imiona strażników hotelowych. Król zaśmiał się cicho, a powodem tego był tylko fakt, że czuł się szczęśliwy, będąc z nią.

Telefon Lucianne zapiszczał, co przyciągnęło jej wzrok na ekran. Następnie spojrzała na Króla.

– Czy czegoś potrzebujesz? Muszę przygotować się na śniadanie. Powinnam tam dotrzeć przed moim Alfą i Luną.

Spojrzał na jej telefon, gdy go podniosła i zobaczył, że to przypomnienie, żeby się przygotowała. Był tak zmartwiony, że nie zauważył, że miała na sobie dres. Wypowiedział te słowa i niechętnie ją puścił.

– Nie będę cię zatrzymywać. Ja też powinienem iść się przygotować. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię na śniadaniu, Lucianne.

Zdobyła się na uprzejmy uśmiech i przeszła obok niego. Oglądał, jak otwiera drzwi i znika z pola widzenia, gdy drzwi się za nią zamykają. Xandar stał w miejscu przez kolejne pięć sekund, po czym wszedł do windy i opuścił budynek niczym uśmiechnięta małpka.

Po raz pierwszy zastanowił się, co na siebie włoży tego dnia. Tak naprawdę nigdy nie przywiązywał wagi do ubrań. Gdy ktoś zajmuje stanowisko władzy, podwładni będą mu się kłaniać bez względu na to, jak się ubiera. Ale teraz chciał pokazać się, z jak najlepszej strony dla swojej partnerki. Założywszy koszulę w kolorze turkusowo-zielonym i dopełniając stylizacji czarnym smokingiem, przeczesał palcami swoje ciemne, gęste włosy kilka razy, aż był zadowolony z tego, jak wyglądają w lustrze, po czym opuścił pokój i udał się do sali.

W chwili, gdy wszedł do sali, wszyscy obecni skłonili mu się, a początkowe pogawędki natychmiast ucichły. Zauważył osobę, której szukał i poczuł ukłucie w sercu, gdy ona również miała głowę spuszczoną i lekko ugięte kolana.

Król z wymuszonym uśmiechem oznajmił.

– Wszyscy, unieście głowy. Proszę częstować się jedzeniem i piciem. Wilki, nie musicie czekać, aż przybędą inni Lykanie. Moim zdaniem oba gatunki są równie ważne. Proszę, zacznijcie.

Niektórzy starsi Lykanie byli szczególnie niezadowoleni z tego, co powiedział ich Król, ale większość młodszych była mile zaskoczona. Wielu, z którymi król rozmawiał poprzedniej nocy, podchodziło do niego tylko po to, aby go powitać. *To jest inne uczucie.* Pomyślał. W poprzednich latach wilki i Lykanie podchodziły do ​​niego i witały się, ale zawsze wyglądało to na obowiązkowe. W tym roku poczuł, że ich szczerość emanuje, gdy jego poddani życzyli mu „dzień dobry”.

Skierował się wprost do swojej partnerki, która była odwrócona do niego plecami, gdy się do niej zbliżał. Rozmawiała z Luną Lyssą, która słuchała uważnie, aż Luna zauważyła jego obecność i skłoniła się na powitanie.

– Mój Królu. Dzień dobry.

Lucianne w swojej turkusowej sukience wyglądała niezwykle wdzięcznie. Rękawy sięgały jej do łokci i zakrywały bliznę. Trzymała w ręku szklankę wody. Jej głowa zaczęła przechylać się w dół, gdy Xandar chwycił ją za ramię i uniósł jej brodę, błagając szeptem.

– Lucianne, proszę, nie musisz mi się kłaniać. Naprawdę mnie boli, kiedy to robisz.

Lucianne była zszokowana, gdy dowiedziała się, że król poczuł się urażony, widząc, jak mu się kłania, lecz uparcie mruknęła.

– Byłoby jednak dziwne, gdybym tego nie zrobiła, zwłaszcza gdy wszyscy mają spuszczone głowy.

Uśmiechnął się, dotknął jej policzka.

– Nie będzie w tym nic dziwnego, bo jesteś moją partnerką. Nie pozwolę, żebyś mi się kłaniała. – powiedział stanowczo.

Po tych słowach wziął jej dłoń i podniósł ją do ust, po czym złożył na jej wierzchu słodki pocałunek.

– Wyglądasz pięknie. – powiedział.

Poprzedniego wieczoru wykonał dla niej ten sam gest, ale to wcale nie oznaczało, że Lucianne była mniej zszokowana. Próbowała coś powiedzieć.

– Uch… Dziękuję, Xandar. – nigdy nie wiedział, że jego imię może brzmieć tak dobrze, dopóki nie wyszło z ust jego partnerki.

– Usiądziesz ze mną do śniadania? – zapytał z nadzieją w oczach.

 

← Poprzedni

Następny →