Rozdział 1 - Kontynent Dusz, Tang San z Innego Świata
Część 1
Kontynent Dusz, południowy wschód Cesarstwa Niebiańskiego Dou, prowincja Fasinuo.
Wioska Świętego Ducha. Bazując tylko na jej nazwie, może wydawać się zadziwiającą osadą. Ale w rzeczywistości jest to jedynie jedna wioska licząca 300 domów leżąca na południe od miasta Nuoding. Źródłem tej nazwy była legenda, według której 100 lat temu Mistrz Duchów rangi Duchowego Mędrca urodził się właśnie tutaj. Ta legenda była źródłem dumy całej wioski.
Wokół wioski Świętego Ducha znajdowały się ogromne połacie terenu uprawnego, gdzie hodowano zboże i warzywa, które następnie trafiały do miasta Nuoding. Nuoding znajdowało się w centrum prowincji Fasinuo i mimo że nie można go nazwać bardzo dużym miastem, znajdowało się ono na granicy z innym krajem, dlatego kupcy z obu wielkich Cesarstw chętnie do niego przybywali. W konsekwencji tego miasto rozkwitło i pospólstwo w okolicznych wioskach miało lepsze warunki bytu, niż w innych regionach cesarstwa.
Słońce ledwie pojawiło się na horyzoncie. Daleko na wschodzie niebo zabarwiło się bladym kolorem świtu. Na małym, stu metrowym wzgórzu znajdującym się niedaleko wioski Świętego Ducha można było zobaczyć niewielką sylwetkę.
Było to zaledwie 6-letnie dziecko. Widać było, że każdego dnia znosił ciepłe słońce. Jego skóra nabrała zdrowego koloru pszenicy. Krótkie, czarne włosy były ładnie ułożone, a jego ubrania mimo swojej prostoty były czyste.
Dla dziecka w takim wieku wdrapanie się na stu metrowe wzgórze musiało być wyzwaniem, ale co dziwne, gdy dotarł na szczyt, jego twarz nie była ani trochę czerwona, nie dostał też zadyszki. Wydawał się zadowolony z siebie.
Chłopiec usiadł na szczycie, jego oczy niezłomnie spoglądały w kierunku wschodnim, gdzie niebo stopniowo stawało się jaśniejsze. Zaczął powoli wdychać przez nos powietrze i wydychać je przez usta. Ten ciąg wdechów i wydechów był wspaniałym cyklem.
Podczas tego procesu jego oczy otworzyły się szeroko. Niewyraźny ślad fioletowego Qi wydawał się błyskać w świetle jaśniejącego świtu na horyzoncie. Bez skupionego wzroku i koncentracji nie dałoby się go zauważyć.
Po pojawieniu się fioletowego Qi chłopiec był tak skupiony, że nie wydychał już nawet powietrza, jedynie lekko i powoli wciągał je. Jednocześnie jego wzrok wbił się w migoczące, fioletowe światło.
To fioletowe Qi nie wytrzymało długo; kiedy wschodnie słońce zupełnie już pojawiło się na horyzoncie, nie pozostał po nim ani żaden ślad.
Dopiero wtedy razem z długim wydechem wypuścił z siebie wewnętrzne, mętne Qi i powoli zamknął oczy. Białe Qi wypłynęło z jego ust, jak rozwijający się jedwab, po czym powoli zniknęło.
Po długiej chwili chłopiec znowu otworzył oczy. W jego oczach, być może przez to nieczyste, fioletowe Qi, pojawił się przebłysk fioletowego światła. Mimo że ten fiolet szybko znikł jego istnienie było wyraźne.
Chłopiec wydał z siebie przygnębione westchnienie, a na jego twarzy pojawiła się zniechęcona mina nie pasująca do jego wieku, po czym powiedział do siebie.
– To wciąż nie jest możliwe. Nadal nie jestem w stanie przebić się przez pierwszą, poważną granicę techniki Tajemniczych Niebios. Minęły już pełne trzy miesiące, więc czemu otrzymuję taki rezultat? Nawet Fioletowe Oko Demona polegające na fioletowym Qi ze wschodu, które mogę trenować tylko wczesnym porankiem pokazuje lepsze postępy. Jeśli nie przebiję się w Tajemniczych Niebiosach, to Tajemnicze Jadeitowe Dłonie również nie będą w stanie się rozwinąć. Kiedy oryginalnie kultywowałem do granicy między pierwszą, a drugą rangą nie miałem takich kłopotów. Dlaczego, kiedy Tajemnicze Niebiosa mają w całości 9 rang, to właśnie pierwsza sprawia mi tyle problemów? Czy to przez to, że ten świat jest inny od mojego oryginalnego świata?
Tym dzieckiem, które pojawiło się na tym świecie 5 lat temu był właśnie Tang San, który skoczył z klifu dla swoich ideałów. Kiedy odzyskał przytomność, poczuł zadziwiające ciepło i odkrył, że nie może się ruszać. Ale spodziewana śmierć nie nadeszła i szybko narodził się na tym świecie.
Dopiero dużo później zrozumiał, co się stało. Nie umarł, ale nie był też już tym samym Tang Sanem.
Odrodzony Tang San potrzebował prawie roku, aby nauczyć się języka tego świata. Nadal pamiętał, że w czasie kiedy się rodził, mimo że nie mógł otworzyć oczu, usłyszał głęboki dźwięk rozdzierającego serce lamentu mężczyzny. Kiedy już nauczył się języka, polegając na swojej wybitnej pamięci, przypomniał sobie krzyk tego mężczyzny.
– Siostro San, nie opuszczaj mnie!
Tym mężczyzną był jego ojciec, Tang Hao. Jego matka z tego świata zmarła przy porodzie.
Czy to z woli bogów, czy czystego przypadku Tang Hao nazwał go Tang San jako pamiątka po zmarłej żonie.
Z tego powodu dzieci z wioski zbierały się każdego dnia, aby go wyśmiewać. Jednakże głęboko w swoim sercu Tang San był zadowolony. Mimo wszystko było to imię, którego używał przez prawie 30 lat w innym świecie. Cieszyły go wspomnienia, jakie niosło ono ze sobą.
W momencie przybycia do tego świata, Tang San był zszokowany i przerażony. Ale dzięki późniejszej ekscytacji oraz obecnemu spokojowi całkowicie zaakceptował tę rzeczywistość, która zdawała mu się drugą szansą od Niebios. Tutaj dostał szansę na zrealizowanie swojego największego życzenia, które miał w swoim poprzednim życiu.
Mimo że przybył do tego świata bez niczego Tang San nadal posiadał najwspanialsze bogactwo – swoją pamięć. Jako największy geniusz Zewnętrznej Sekty Tang metody tworzenia przeróżnych mechanizmów Sekty Tang, wliczając w to ukryte bronie, były zapisane w jego umyśle. Dodatkowo posiadał rzadki manuskrypt Sekty, który chciał wypróbować od wielu lat. Ucząc się go, zapamiętał i opanował Zapis Skarbów Tajemniczych Niebios Wewnętrznej Sekty i używając go, Tang San zamierzał odtworzyć wspaniałość Sekty Tang w tym świecie.
– Czas wracać.
Tang San zerknął na kolor nieba, jego małe, chude ciało podskoczyło i zaczął zbiegać z góry. Jeśli ktokolwiek by go teraz zauważył, ta osoba nie byłaby w stanie uwierzyć w to, co widzi. Z każdym krokiem przebywał dystans 3,3 metra. Szczeliny i nierówne podłoże wzgórza nie miały na niego najmniejszego wpływu. Bez problemu unikał ich oraz poruszał się między nimi. Był szybszy nawet od dorosłych.
Zapis Skarbów Tajemniczych Niebios opisywał jedynie sześć technik sztuk walki, podzielonych na technikę wewnętrznej siły Tajemniczych Niebios, technikę praktyki dłoni Jadeitowe Dłonie, technikę kultywacji wzroku Oka Fioletowego Demona, technikę chwytu Kontrolujący Żuraw Łapiący Smoka, technikę lekkiego ciała Szlaku Cienistego Ducha oraz technikę użytkowania ukrytych broni Stukrotnego Rozdzielenia Ukrytej Broni.
Tang San zaczął trenować technikę Tajemniczych Niebios, mając zaledwie rok, a w tej chwili mimo że miał prawie 6 lat nadal utknął na podstawach.
Rodzina Tang Sana żyła po zachodniej stronie wioski Świętego Ducha, niedaleko domu wodza wioski. Ten trzypokojowy, zabłocony, ceglany domek można było nazwać najsurowszym w całej wiosce. Nad drzwiami wisiała drewniana tabliczka z rysunkiem prostego młota. Młot był znanym w tym świecie symbolem kowala.
Ojciec Tang Sana, Tang Hao, był jedynym kowalem w wiosce.
W tym świecie kowalstwo było skromnym rzemiosłem. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu żadna z najlepszych broni nie została stworzona przez kowali.
Jednakże rodzina Tang Sana nie powinna być tak biedna, zważając na to, że jako jedyna w wiosce zajmowała się tym rzemiosłem…
Po wejściu do domu Tang San poczuł zapach ryżu. To nie był Tang Hao szykujący dla niego śniadanie, ponieważ to Tang San gotował dla Tang Hao.
Gdy skończył 4 lata, gotowanie stało się jego obowiązkiem. Jeszcze zanim osiągnął wzrost pozwalający na sięgnięcie blatu w kuchni zmuszony był stawać na stołku, aby móc tego dokonać.
Tang Hao nie wymagał tego od niego. Po prostu, gdyby Tang San nie gotował, to nigdy nie najadłby się do syta.
Tang San wszedł do kuchni, wdrapał się zwinnie na swój stołek, po czym podniósł pokrywkę naczynia i poczuł zapach ryżu wydobywający się z niego. Owsianka porządnie już się rozgotowała.
Każdego dnia przed wejściem na wzgórze Tang San nastawiał jedzenie i szykował drewno na opał, aby po jego powrocie owsianka była porządnie przygotowana.
Tang San podniósł dwie zużyte miski leżące obok i ostrożnie nałożył do nich owsianki, po czym położył je na stole za sobą. Ziarnka ryżu w owsiance można było policzyć gołym okiem, co dla rosnącego Tang Sana zdecydowanie nie wystarczało. To właśnie dlatego jego ciało było wątłe, jak gałązka.
– Tato, jedzenie. – zawołał Tang San.
Po dłuższej chwili zasłona wewnętrznego pokoju uchyliła się i chwiejąc się na nogach, wytoczyła się z niego duża postać.
Był to mężczyzna w średnim wieku, wyglądał, jakby miał prawie 50 lat. Był niespotykanie rosły, jednakże nikt nie śmiałby komplementować jego ubioru.
Nosił szatę pokrytą dziurami, przez które widać było jego brązową skórę. Szata nie była skalana nawet najmniejszą łatką. Jego dawniej poczciwe rysy twarzy teraz wydawały się przybrać kolor wosku. Miał zaspane oczy i wydawał się ledwo przytomny. Jego włosy wyglądały, jak ptasie gniazdo. I tylko niebiosa wiedzą, kiedy ostatnio prostował swoją brodę. Ciemne oczy były jakby bez życia. Minęła już noc, a nadal unosił się od niego fetor alkoholu, mimo to Tang San nie reagował.
To był Tang Hao, w tym świecie był ojcem Tang Sana.
Dorastając, Tang San nigdy nie zaznał ojcowskiej miłości. Od początku był traktowany tak samo stanowczo niezależnie od okoliczności. Z początku Tang Hao pamiętał o karmieniu go, ale od kiedy Tang San zaczął sam przyrządzać posiłki, Tang Hao stał się jeszcze bardziej obojętny. W domu nie mieli nawet porządnych mebli. Jedzenie też stanowiło problem głównie dlatego, że Tang Hao zużywał całe swoje żałosne przychody na alkohol.
Chociaż Tang San był dużym dzieckiem, to jego ojciec miał około 30 lat i ożenił się dosyć wcześnie. Ale można go było porównać z kimś dużo starszym, przypomniał on dziadka Tang Sana.
Jeśli chodzi o zachowanie Tang Hao, Tang San nie miał mu tego za złe. W swoim poprzednim życiu był sierotą. Mimo że Tang Hao źle go traktował cieszył się, że miał chociaż rodzinę. To mu wystarczało. Mógł przynajmniej kogoś nazwać ojcem.
Tang Hao złapał miskę ze stołu, nie martwiąc się o oparzenia i wielkimi łykami pochłaniał owsiankę. Jego ziemista twarz zdawała się trochę ożywić.
– Tato, zwolnij, wciąż jest gorące. – Tang San zabrał miskę z rąk swojego ojca i nałożył mu dokładkę; podniósł też swoją miskę.
W Sekcie Tang nigdy nie mógł opuścić góry i rzadko miał kontakty z zewnętrznym światem. Kiedy trafił do tego świata, był, jak czysta kartka, więc jak małe dziecko niczego nie uważał za dziwne.
Bardzo szybko siedem misek owsianki trafiło do brzucha Tang Hao. Odetchnął i położył miskę na stole. Jego opadające oczy lekko się otworzyły i spojrzał na Tang Sana.
– Pracuj dalej, ja popracuję po południu. Na razie się prześpię. – Tang Hao miał stały rytm pracy i odpoczynku. Spał cały ranek, robił parę narzędzi popołudniu, zbierał zapłatę i pił wieczorem.
– Dobrze, tato. – Tang San przytaknął.
Tang Hao wstał. Po zjedzeniu kilku misek owsianki już się nie chwiał, ruszył więc do wewnętrznego pokoju.
– Tato. – zawołał nagle Tang San.
Tang Hao zatrzymał się i spojrzał na niego, zmarszczone brwi ukazały jego zniecierpliwienie.
Tang San wskazał na kąt pokoju, gdzie leżały mieniące się kawałki surowego żelaza.
– Pozwoliłbyś mi ich użyć?
W swoim poprzednim życiu był najlepszym uczniem Zewnętrznej Sekty Tang, dlatego był obeznany z metodą tworzenia wszelkich typów ukrytych broni. Naturalnie, wtedy materiały różnego rodzaju były zapewniane przez Sektę. Jednakże w tym świecie mimo że praktykował już kilka lat, nadal był zdecydowanie za słaby. Nie zamierzał jednak zapomnieć o tworzeniu ukrytych broni. Próbował już zrobić kilka broni, ale brakowało mu materiałów.
Tang Hao tworzył narzędzia z metalu, który otrzymał od mieszkańców wioski. Było to tylko nieczyste, często spotykane żelazo. Trudno by było użyć go do stworzenia broni wysokiej klasy. Jednak kawałki żelaza, na które Tang San w tej chwili wskazywał zostały przyniesione ledwie wczoraj. Ich jakość zaskoczyła Tang Sana. Kawałki rudy zawierały w sobie źródło żelaza, które idealnie nadawało się do tworzenia ukrytych broni.
Wzrok Tang Hao przesunął się w stronę surowego żelaza.
– Huh. To całkiem niezłe żelazo. – powiedział, podchodząc do fragmentów metalu, po czym odwrócił się i spojrzał na Tang Sana.
– Tato, starzejesz się. Przez te kilka lat, dopóki nie urosnę, proszę, naucz mnie, jak wykuwać przyrządy kuchenne i wtedy przejmę twoją pracę.
– Dał radę podnieść młot, urodził się z nadludzką siłą, czy co?
Dong dong dong dong dong. Łomoczące dźwięki roznosiły się ze sklepu kowala. Tang Hao i Tang San, ojciec i syn, kontynuowali swoje prozaiczne życie, ale z małą różnicą. Od tego dnia Tang Hao pozwalał Tang Sanowi ćwiczyć uderzanie w ten kawał żelaza na osobnym piecu. Nie dał mu nawet wskazówki, jednak zaczął mniej pić, a w spiżarni pojawiło się więcej jedzenia.
Tang San nie chciał stracić swego ojca ani ujawnić swojej dawnej tożsamości, dlatego nie powiedział Tang Hao o swoich technikach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz