Rozdział 3 – W lesie czai się...
Szedłem przez las wzdłuż traktu. Nikt jeszcze mnie nie minął, a to były już dwa tygodnie odkąd wyruszyłem. Na mapie było pokazane, że jest to raczej boczna droga, ale nie myślałem, że tak mało uczęszczania. Gdzieniegdzie rosły jakieś rośliny na piasku. Ogólnie była w dość dobrym stanie jak na taką okolicę.
Może gdzieś jest kryjówka tych bandytów, których zabiłem i to oni głównie korzystali z tej drogi. Z mapy wynika, że jeśli będę cały czas podążał tym traktem, to za lasem trafię na główny. Tam powinno być więcej osób.
Do tej pory trenowałem trochę z mroczną energią, ale głównie ćwiczyłem fizycznie. Nie mogę jeszcze użyć [Cienia]. Demony pokrywając całe ciało mroczną energią, mogą zniknąć w swoim cieniu i podróżować ze swoją normalną, niebywałą prędkością nie wpływając na świat zewnętrzny. Jeśli jednak zechcą, mogą na niego wpłynąć. Mogą też zniknąć w ciemnościach.
O ile dobrze pamiętam, początkujące demony nieumiejętnie korzystając z [Cienia] nie kontrolowały swoich podróży i lądowały w różnych miejscach. Czasem nawet rozbijały się mocno o skały. Muszę się porządnie zastanowić, w jaki sposób nauczyć się [Cienia]. Jedna podróż tego typu może oznaczać dla obecnego mnie śmierć, jeśli wlecę w skałę.
Kiedy rozmyślałem, znienacka wyskoczyła cała wataha wilków. Nie były jednak zwykłe, miały dwa metry wysokości, ich futra były ciemne, a ich oczy pożerały mnie. Gdybym nie był zamyślony, nie zaskoczyłyby mnie, ledwo tego uniknąłem. Na dodatek miały Alfę, który miał trzy metry, całkowicie czarne jak smoła futro i czerwone oczy. Świetnie, chyba ktoś stwierdził, że po pięciu spokojnych latach pora utrudnić mi życie. Najpierw bandyci, a teraz wataha wilków z Alfą.
Szczęśliwie, a może i nie, były wychudzone, więc powinny być słabsze. Z drugiej strony mogły być też mocno zdesperowane. Z mapy wynikało, że las był duży i teoretycznie mógł wyżywić taką watahę. Ale nie powinny się kręcić koło traktu. To znaczy, że albo zabrakło im pożywienia, albo ktoś wygnał je z ich terytorium.
Ostrożnie wyjąłem miecz z torby, obserwując wilki, które w tym czasie otoczyły mnie. Jeden zaatakował, odskoczyłem prosto w stronę otwartej paszczy drugiego. Zatrzasnęła się, a ja zostałem prawie połknięty. Cholerne wilki! Wybije was co do nogi! Wbiłem miecz za językiem i przeciąłem w poprzek, wilk zawył boleśnie.
Zlatując w jego gardło, wbiłem miecz. Ciężar mojego ciała ciągnął miecz, który ciął wzdłuż, rozcinając gardło i przełyk. Kiedy zjechałem prawie do żołądka, przekręciłem miecz, tnąc w poprzek i chwyciłem się powstałej krawędzi. Byłem kilka metrów nad kwasami żołądkowymi. Fuj, jak to śmierdzi! Żeby sam lekko unoszący się kwas mnie nie zabił, przecisnąłem się przez powstałą szczelinę. Tnąc, ciągle rozciąłem mu brzuch i wydostałem się na zewnątrz. Byłem cały w krwi i nie wiadomo czym jeszcze.
Wilki patrzyły zaskoczone na martwego już towarzysza, a ja ruszyłem na nie. Szybko biegając wokół jednego, poraniłem go i w końcu kiedy obniżył łeb, podciąłem gardło. Dopiero teraz wilki otrząsnęły się, Alfa zawarczał gniewnie i rozkazał atak. To był koszmar! Co chwilę musiałem odskakiwać, ledwo unikając ataków.
Po jakimś czasie udało mi się zabić dwa kolejne wilki. Na początku było ich siedem. Teraz zostały trzy z Alfą, który rzucił się na mnie z pazurami. Nie miałem szansy na żaden unik! Chwilę przed tym jak miałem zostać rozdarty przez pazury zauważyłem dogodne miejsce, z którego mógłbym skutecznie zaatakować Alfę. W następnym momencie leciałem prosto na grzbiet czarnego wilka. Lądując na nim, wbiłem miecz między jego łopatki. Alfa warknął i zaczął się rzucać. Nie miałem siły, ale trzymałem miecz wbity w jego grzbiet. Nie mam zamiaru dać za wygraną! Próbował mnie z siebie zrzucić, wierzgając coraz bardziej.
W pewnym momencie miecz lekko się poluzował. Wilk nadal wierzgał, a moje ciało latało na wszystkie strony. Miecz pod wpływem ciężaru mojego ciała poruszył się i zjechał na prawo, tnąc skórę i zmieniając futro w posklejane i błyszczące przez krew, która leciała z rany. Zawył i dalej wierzgał. Zjechałem na jego bok i zygzakami rozciąłem jego ciało do brzucha. Wtedy padł, a ja poturlałem się na bok.
Byłem wyczerpany, chyba nieświadomie użyłem [Cienia]. To jednak duże obciążenie dla tego ciała. Kątem oka zauważyłem, że dwa pozostałe wilki przyglądają mi się. Na początku trzymały się z tyłu i dopiero teraz zauważyłem, że są mniejsze. Pewnie to młode. Patrząc na nie, warknąłem cicho pod nosem. Musiały to usłyszeć, bo uciekły. Przynajmniej jestem na chwilę bezpieczny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz