Rozdział 4.5 - Pierwsza Ukryta Broń Tang Sana (5)
Tłumacz: gerasik1999
Korekta: Seft-chan
Stary Jack powiedział z przepraszającym uśmiechem.
–
Młodszy bracie, jesteśmy z wioski Świętego Ducha. To dziecko to nasz
pracujący uczeń na dzisiejszy rok, rozumiesz? Musimy przejść.
– A
więc gniazdo w trawie może wyhodować złotego Feniksa. Taka mała wioska
ma osoby z mocą duchową? Jednak nasza Akademia od wielu lat nie ma
pracującego ucznia. Nie możecie tego ukartować. – powiedział zaczepnie
odźwierny, marszcząc brwi.
Błysk gniewu pojawił się w oczach
Jacka, jednak przełknął obelgę i wyciągnął certyfikat podpisany przez
pracownika Sali Duchów Juntao, podając go mężczyźnie.
Odźwierny wziął go i obejrzał od góry do dołu.
–
Duch Niebiesko-srebrnej Trawy z przebudzoną pełną mocą. Niedorzeczne,
to największy żart na świecie. Pracuję jako odźwierny przez 4 lata i nie
słyszałem nigdy o uczniu z przebudzoną mocą. Ten chłopak ma ducha Trawy
z pełną mocą. Uważam, że ten certyfikat to fałszywka.
– Ty…
Nawet jeśli Jack miał świętą cierpliwość, wszystko miało swoje granice.
– Specjalnie wszystko utrudniasz. Dobrze więc, jeszcze zobaczysz, znajdziemy przedstawiciela Sali Duchów. Tang San, idziemy.
Z tymi słowami Jack zabrał Tang Sana, kierując się do wewnętrznego muru.
Certyfikaty
nie mogły zostać sfałszowane i ten odźwierny dobrze o tym wiedział.
Jednak rodziny przyprowadzające uczniów do akademii, zwłaszcza zwykli
mieszczanie, zostawiali datki.
Jack należał do kraju i był starszym wioski, ale skąd miał to wiedzieć?
Odźwierny
poczuł niepokój, jeśli osoba z Sali Duchów rzeczywiście przyjdzie,
poniesie odpowiedzialność. Oczywiście wierzył, że to niemożliwe, by
osoba z Sali Duchów przyszła zadawać pytania na zawołanie dwóch
wioskowych.
Z takim jego nastawieniem kolejne słowa nie zabrzmiały dobrze.
– Jaka wioska Świętego Ducha? Wydaje mi się, że Wioska Żebraków też brzmi dobrze.
– Co powiedziałeś?
Jack
obrócił się. Słowa mężczyzny uderzyły w jego największą dumę. Tego typu
słowa poróżniły go z Tang Hao. Fakt, że odźwierny był obcym w wiosce
tylko pogarszał sprawę. Wracając kilka kroków, łypnął na odźwiernego.
Odźwierny
cofnął się o krok, widząc wściekłego Jacka. Jednak szybko wrócił na
miejsce, przeklinając się w duchu. To tylko starzec, czego ma się bać?
–
Co jest? Nieprzekonany? Powiedziałem, że pochodzisz z wsi żebraków, coś
w tym złego? Spójrz na tego knypka ze śmieciowym duchem, wszystkie jego
ubrania są połatane. Nadal pewnie szukacie miejsca do żebrania. Nasza
Akademia nie prowadzi działalności charytatywnej. Spływać, spływać. –
mówiąc, odźwierny wyciągnął lewą rękę, naciskając na pierś Jacka,
próbował odgonić tę dwójkę.
Gdy Jack prawie dostał zawału od
ataku furii, między nimi pojawiła się mała sylwetka. Jej mała ręka była
podobnie uniesiona i delikatna dłoń ledwo sięgała ręki Odźwiernego. Jego
ręka pomknęła w prawo i odepchnęła lewą rękę Odźwiernego. W tym samym
czasie prawa noga sylwetki wykonała szybki krok do przodu. Ten ruch
sprawił, że stanęła za lewą nogą Odźwiernego. Następnym ruchem
zablokował rękę Odźwiernego, sprowadzając ją w dół.
Taki atak
powinien trafić w łokieć przeciwnika, nie pozwalając mu na nacisk.
Jednak przez różnicę we wzroście oparł się jedynie na nadgarstku
Odźwiernego. Jego ruch był bardzo szybki, gdy postąpił o krok, obie ręce
weszły w kontakt z ręką Odźwiernego. Uderzenie spadło na brzuch
mężczyzny.
Za nogą Odźwiernego była inna noga i mimo że nie była
duża, to wystarczyło do osiągnięcia odpowiedniego rezultatu. Brzuch
przyjął uderzenie, noga zareagowała i odźwierny zwyczajnie siadł na
ziemi.
– Młody Sanie, ty… – Jack był zaskoczony tym, kto go zasłonił.
Zareagował
właśnie Tang San. Forma, której użył nie pochodziła nawet z nauk Sekty
Tang. W świecie wojowników była to najprostsza forma Księżyca Pchającego
Okno. Oczywiście z jego sylwetką forma nie była odpowiednia. Nie tylko
nie dosięgnął łokcia, ręka, która miała pchnąć pierś przeciwnika spadła
na brzuch. Rezultat był jednakowy.
Mimo że sylwetka Tang Sana nie
była duża jego siła nie była mała. Mimo wszystko ciągle operował
młotem, nawet nie używając techniki Tajemniczych Niebios był w stanie
przewrócić Odźwiernego.
– Śmierdzący gówniarzu, życie ci niemiłe!
Upokorzenie
spowodowane byciem przewróconym przez dziecko wzbudziło w mężczyźnie
wielki gniew. Podrywając się, chciał rzucić się na Tang Sana.
– No dobra, wstrzymaj się, dobrze?
W tamtym momencie rozległ się nieco ochrypły głos, zatrzymując Odźwiernego.
Odźwierny
przez chwilę był zaskoczony, następnie cały gniew na jego twarzy
zmienił się w uniżenie. Zmiana była tak natychmiastowa, że trudno było w
to uwierzyć.
– Wielki Mistrzu, wróciłeś. – powiedział, kłaniając się ku temu, kto się odezwał.
Tang
San obrócił się i spojrzał na tę osobę. Zwyczajna sylwetka nieco
chudego mężczyzny zbliżyła się już od nich. Ta osoba miała 40, może 50
lat, krótkie czarne włosy i wyglądała dość zwyczajnie, trzymała ręce za
plecami. Jego ciało wyglądało dość niezwykłe, jego oczy były
półprzymknięte, wydawał się leniwy i niezmotywowany.
„Wielki Mistrz” tylko spojrzał na Odźwiernego, nie zwracając na niego uwagi i odezwał się do Jacka.
– Starszy panie, czy mógłbym rzucić okiem na certyfikat?
Jack
był starszym wioski i potrafił czytać sytuację. Z zachowania
Odźwiernego widział, że ta osoba absolutnie nie jest nisko usytuowana w
Akademii. Co więcej, nosił tam tytuł Wielkiego Mistrza.
Wielki
Mistrz spojrzał na certyfikat i przeniósł wzrok na Tang Sana, oceniając
go od góry do dołu. Z jakiegoś powodu mimo że spojrzenie tego człowieka
nie było ostre Tang San miał wrażenie, że został całkowicie przejrzany.
–
Certyfikat jest w porządku, szanowny panie. W takim razie pozwól mi
przeprosić w imieniu Akademii. Przekaż mi to dziecko, dobrze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz