Rozdział 2
Tłumacz: Seft-chan
Zastanowiła się chwilę. Nikt nigdy nie zadał jej tego pytania.
– To bardzo trudne pytanie, Wasza Wysokość. Nawet cię nie znam. Przyznaję, że na razie istnieje więź partnerska i zdaję sobie sprawę, że czuję te iskry, ale czy chcę odrzucenia... Hm, szczerze mówiąc, nie wiem. Ale z drugiej strony, to czego ja chciałam, nigdy tak naprawdę nie miało znaczenia. Moi poprzedni partnerzy w zasadzie za mnie o tym zadecydowali. Albo ułatwili mi podjęcie decyzji. Wolę wcześniejsze odrzucenie, kiedy nie mam jeszcze żadnych wspomnień, ponieważ bolałoby to o wiele mniej. Czy to ma sens, Wasza Wysokość?
– Nie. I przestań nazywać mnie „Wasza Wysokość”. Jesteś moim partnerem, a ja jestem twoim. Więź partnerska jest tu teraz i na zawsze. Iskry będą coraz silniejsze. I żadne z nas nie odrzuca drugiego. – Xandar odpowiedział stanowczo. W jego głosie słychać było wściekłość, ale także desperację. Rozpacz, by nie stracić swojej partnerki, kiedy ją właśnie znalazł. Rozpaczliwe pragnienie, by go zaakceptowała i została z nim na zawsze.
Skinęła niechętnie głową i przygryzła dolną wargę, pogrążając się we własnych myślach.
Westchnął. Jego oczy odzyskały liliowy odcień, gdy jego palce sięgnęły do jej brody i delikatnie uniosły ją, tak aby ich oczy się spotkały.
– O czym myślisz, Lucianne? – w jego głosie nie było już gniewu, tylko łagodność i poczucie winy.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale po namyśle zamknęła je. Uśmiechnęła się łagodnie i lekko pokręciła głową, zanim powiedziała.
– Myślałam tylko o jutrzejszej ceremonii. To wszystko.
– Lucianne. – tym razem, mówiąc to, sięgnął ręką do jej policzka. – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. Ale proszę, nie kłam. Powiedz mi. O czym myślałaś?
Jej oczy pociemniały, gdy spojrzała na ziemię, a Xandar poczuł, jak jego serce ściska się na widok jej smutnego spojrzenia. Opanowała się.
– Nie rozumiem, dlaczego mnie nie odrzucisz. – mruknęła.
– Bo jesteś moją partnerką! – warknął cicho, ale to i tak nic nie pomogło. W pomieszczeniu wypełnionym wilkami i Lykanami znanymi ze swojego wyostrzonego słuchu każdy bez wątpienia słyszał swojego Króla.
– Dobrze. – powiedziała to łagodnie i zmusiła się do uśmiechu. Nikt nie musiał mu mówić, że nie była przekonana co do jego uczuć do niej. Ale dlaczego miałaby w niego wątpić? Więź partnerska miała automatycznie oznaczać miłość i zaangażowanie. Dlaczego mu nie uwierzyła? Jego ręka nagle zaczęła działać i zaczęła przesuwać się po jej prawym ramieniu, mając nadzieję, że ją uspokoi i rozwieje jej wątpliwości. Gdy wyczuł nierówność jej skóry, nie tracił czasu i podszedł do niej, aby zbadać przyczynę.
To była blizna mierząca 12,7 cm. Obrażenia i rany mogły się zagoić, ale po niektórych brutalnych atakach i wypadkach pozostawała blizna. Oczy Króla znów pociemniały, a on sam warknął tak głośno, że Lykanie wokół nich cofnęli się o krok, trzymając głowy nisko.
– Co? Co to jest? – Lucianne pytała gorączkowo, równie zaniepokojona. Dotknęła blizny na ramieniu lewą ręką, ale nie była pewna, o co całe zamieszanie, więc spojrzała na Króla ze zdziwieniem, którego onyksowe oczy wciąż były tam wpatrzone.
Delikatnie odsunął jej lewą rękę i zaczął obrysowywać bliznę palcami. Lucianne walczyła z przyjemnymi iskrami buchającymi w tym miejscu. Ze wzrokiem nadal utkwionym w tym miejscu zapytał niskim, morderczym tonem.
– Kto to zrobił?
– To tylko łotry. Pięć, może sześć lat temu. To tylko wysuszona część skóry, prawda? – Lucianne wzruszyła ramionami.
Jego ciemne oczy nie odrywały wzroku od tej części jej ciała, która kiedyś była tak mocno rozdarta, że jej wygląd nigdy się nie zagoił. Następnie spojrzał Lucianne w oczy i zapytał z przerażeniem.
– Jak to może być dla ciebie w porządku?
– Wasza Wysokość, ja…
– Xandar.
– Co?
– Nie zwracaj się do mnie po tytule ani pełnym imieniu i nazwisku. Dla ciebie po prostu Xandar, Lucianne. – nalegał.
Zawahała się.
– Xandar. – zaczęła, najwyraźniej nieprzyzwyczajona do takiego sposobu zwracania się do Króla. – Blizny są czymś normalnym wśród wojowników, ale jeszcze bardziej wśród Gamm. Jeśli przyjrzysz się dziś ciałom innych Gamm, zauważysz, że wiele z nich również ma blizny. Niektóre mogą być gorsze od moich. Znam kilkoro Alf i garstkę Lun, które mają takie blizny od walki u boku swojej watahy. To naprawdę nie jest wielka sprawa.
Słuchał jej słów, a jego oczy zmiękły, gdy zobaczył, jak odsuwa na bok własne przeżycia, by skupić uwagę na innych wojownikach i przywódcach stad, doceniając ich odwagę. Nikt nie wiedział, że wszystko, co powiedziała Lucianne, tylko utwierdzało Króla w przekonaniu, że nie ma nikogo bardziej wykwalifikowanego, kto mógłby przewodzić u jego boku jako Królowa.
Jego serce zabolało, gdy spojrzał ponownie na bliznę na ciele swojej pięknej partnerki. Kiedy pochylił się i chciał ją pocałować, Lucianne gwałtownie cofnęła rękę, wypowiadając te słowa.
– Być może nie jest to najwłaściwsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę tę sytuację.
Całkowicie zapomniał o ludziach wokół nich. Widział tylko ją. Te słowa przywróciły go do rzeczywistości. Uśmiechnął się, oszołamiając Lykanów w sali. Król nigdy się nie uśmiechał. Nigdy.
– Masz rację. Chciałbym poznać przywódców twojego stada, Lucianne. Przedstawisz nas? – powiedział wtedy.
– Oczywiście. – uśmiechnęła się i gestem przywołała do siebie Alfę i Lunę. Podeszli do Króla i skłonili się, wciąż z głowami zwróconymi ku ziemi, gdy przemawiała Lucianne. – To są Alfa Juan i Luna Hale ze Stada Błękitnego Półksiężyca, Wasza Wysoko— Xandar. – nagle postanowiła nie zwracać się do Xandara jego tytułem, gdy kątem oka dostrzegła, że zamierza zrobić zamieszanie.
– Podnieście głowy, przywódcy stada Błękitnego Półksiężyca. – Xandar powiedział z uśmiechem. Kiedy podnieśli głowy, Xandar wyciągnął rękę w kierunku Alfy Juana. – Chciałbym osobiście podziękować ci za przeciwstawienie się atakowi łotrów na Północy w zeszłym roku. Nadal sialiby spustoszenie, gdyby nie przywództwo i wkład twojej watahy.
Król przypomniał sobie, że czytał raport o udanym unicestwieniu jednej z najsilniejszych watah łotrów w ubiegłym roku i od dawna wiedział, że wataha Błękitnego Półksiężyca była na czele tego zwycięstwa. Mówiono, że stado to cieszyło się zaufaniem pozostałych stad i szacunkiem ze względu na wykazywane przywództwo. Wielu innych wojowników składało świadectwa, dziękując stadu Błękitnego Półksiężyca, mówiąc, że „wiele się nauczyli” pod względem strategii i walki.
Alfa Juan i Luna Hale byli oszołomieni uprzejmością króla. Nie było tajemnicą, że należy być wdzięcznym za to, że nie zostanie się zabitym. Król nie miał w zwyczaju wygłaszania pochwał.
Juan uścisnął dłoń Króla i potrząsnął nią raz, zanim nieśmiało przyznał.
– Jako twoi poddani jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że możemy pomagać w twoich przedsięwzięciach, Wasza Wysokość. Ale moja Luna i ja nie możemy przypisać sobie zasług za ubiegłoroczny sukces. Być może jesteśmy najwięksi w naszym stadzie, ale nasza Gamma, Lucy… – Juan gestem wskazał na Lucianne, zanim kontynuował. – …była strategiem, najlepszym trenerem i wojownikiem, czy to na polu bitwy w zeszłym roku, czy w naszym własnym stadzie. Jestem jej podwładnym, jeśli chodzi o szkolenia. To ona poprowadziła nas do zwycięstwa.
Lucianne przygryzała dolną wargę. Gdy dowiedziała się, co Juan zamierza powiedzieć, próbowała go powstrzymać przez połączenie umysłowe, ale on nie pofatygował się, żeby jej posłuchać. Jej wzrok był utkwiony w ziemi i modliła się, żeby ta chwila się już skończyła. Nie mogła tego zobaczyć, ale oczy Xandara błyszczały podziwem. Gdy zauważył, że jej wzrok jest wpatrzony w ziemię, zmarszczył brwi i zapytał zaniepokojony.
– Lucianne, co się dzieje?
Lekko pokręciła głową i odpowiedziała łagodnie.
– Nic. Po prostu jestem zmęczona.
Skinął głową na znak zrozumienia. Większość wilków musiała przebyć długą drogę, aby dotrzeć na terytorium Lykanów, więc było oczywiste, że będą wyczerpane, gdy tam dotrą. Odwrócił się twarzą do wszystkich i oznajmił.
– Moi drodzy poddani, dziękuję wam, że przybyliście tutaj. Niech ta noc będzie początkiem wartościowej współpracy między stadami i gatunkami. Proszę, zjedzcie coś, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Chciałbym spotkać się z każdym z was. Dajcie mi kilka minut. Wrócę wkrótce, aby podziękować wszystkim osobom, które pomagały mi przez ostatnie kilka lat. Miłego wieczoru.
To przemówienie zaskoczyło wszystkich. Król nigdy nie był tak gościnny. Nie było tajemnicą, że co roku nienawidził tej nocy. Ale teraz nie tylko przywitał ich z otwartymi ramionami, ale również obiecał osobiście podziękować pomocnym stadom!
Nie zwracając uwagi na spojrzenia, zwrócił się do Lucianne.
– Lucianne, powinnaś trochę odpocząć. Pozwól mi się odprowadzić. – powiedział.
Spojrzała ze strachem na przywódców jej stada.
– Będzie dobrze, Lucy. Idź. Prawie nie spałaś ostatniej nocy. – powiedział Juan.
Serce Xandara znów się ścisnęło na słowa Juana, ale postanowił nic nie mówić. Kiedy jego dłoń opadła na drobną talię Lucianne, ta jęknęła i zesztywniała, ale nie zrobiła żadnego ruchu, żeby ją odepchnąć. Więc zostawił tam rękę i wyprowadził ją z sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz